On, nierozłączny z płaszczem z ogromną wprawą pokonuje drzwi obrotowe i pojawia się koło stolika. Tego, tak dobrze umiejscowionego względem baru, tolaety, wejścia i zegara. Tego, który zajmował z nią, gdzie spędzał dziesiątki kwadransów, tych szczególnych chwil kiedy mogli być blisko.Tego identycznie wyglądającego, jak dziesiątki pozostałych, ułożonych w równych odległościach od siebie stołów w hali dworca przerobionej na kawiarnie, jednak zupełnie innego. Tak jego.
Ale tym razem nie czekał na niego, był pusty. Nie leżała na nim czarodziejksa karteczka z magiczną formułą
rezerwacja. Nie leżały jego ulubione żółte tulipany - zawsze cztery. Zamiast tych wszystkich elementów była para, która zaaobsorobwana była sobą. Para, która opowiadała sobie ostatnie minuty od ich ostatniego spotkania, tak pochłaniająca siebie nawzajem, że nie zauważa stojącego kilka centrymetrów od nich trzydziestolatka, któremu świat rozpada się na tysiące kawałków. Jakby nasi zakochani zwrócili uwagę na ów mężczyznę, zauważyliby, że jest jeszcze bardziej roztrzęsiony i bezradny, kiedy patrzy na zegar, który wymierza, tak ważną dla niego godzine. Cały obraz psuje kelnerka.
- Przepraszam, mogę w czymś pomóć? - pyta zasłaniając swoje młode piersi tacą.
- Ja... Ten stolik... On jest mój, pani nie rozumie.
- Przepraszam, miał pan rezerwację? - drąży dalej blondynka.
- Ja zawsze miałem rezerwację. Ja tu siadam od kilku lat. Zapytaj koleżankę z polonistyki.
- Z polonistyki, przepraszam?
- No tą szatynkę, co mnie obsługiwała ostatnie kilka dni.
- Ona się zwolniła wczoraj. Może zaproponuję panu inny stolik?
- Nie, ja muszę czekać. Siedzieć tu - nie mogę innego stolika.
- Proszę pana, przeszkadzamy tu państwu - i tu wskazała kiwnięciem głowy na kochanków, którzy pochłonięci sobą nie potrafią odnotować reszty świata.
I prowadzi go do innego stolika, zupełnie w kące, zupełnie w rogu - jednak z dobrym widokiem na drzi wejściowe - jak sobie zażyczył. Prowadzi go tam, a kiedy siada, nie pozwala mu zamówić, jak zawsze czarnego espresso, tylko zmusza do przejrzenia przy niej menu.
A on, kiedy stara się podjąć jakąkolwiek decyzję w tym momencie, nie zauważa, jak ona wyłania się z pomiędzy ruchów ruchmowych drzwi i uświadamia sobie, że ich stolik, o ich godzinie, jest okupowany przez inna parę. Nieco się trzęsie, ale napewno nie płacze - może ma lekko zawilgotnięte oczy, przez krople które musi używać przy tym suchym powietrzu, ale tego też nie widzi mężczyzna zza karty. Co widzi, to po wybraniu czarnego espresso i odłożeniu menu, to kręcące się drzwi w przeciwległym końcu sali, którymi wyszła niezidentyfikowana przez niego zawilgotnięta twarz.