czwartek, 27 listopada 2014

mister kitenz

no chodź, proszę cię, jak to zwykło się/
no przejdź się, wyjdź, jak się zawsze wychodziło/
no idź, pójdź tam gdzie, się normalnie...
o co ci chodzi? nosi cię, widzę, że nie usiedzisz
ile już tak siedzisz? a za co, jak mogę spytać?

Ja tu, tak przelotem, pojawiłem się
przemknąłem...
nie zagrzeję i nie zwierzę
tylko płocha dziczyzna
łania z ledwo wygiętym porożem...

Ja czmychnę, nie oznaczę
szprejowym-feromonowym tagiem
już mnie nie ma, widzisz przecież...

Nie zawracaj sobie, bo tu znak jest taki,
 że głowy nie wolno, na manowce
prowadzić
prosto, potem po trzykroć w lewo, chyba
że dobrze, wtedy porządnie
wykonana sprawa jest fundamentem

a dom musi mieć porządną podstawę,
ja znikam, przecież być tu' nie miauem


niedziela, 23 listopada 2014

odpust

Wiwat, wiwat
krzyczeliśmy
jednak cisza zaległa
gdy wybrzmiał nasz śpiew.

echo tańczyło między pustymi skorupami
pancerzy
które w odróżnieniu od płaszczy
walają się porozrzucane
po posadzce.

Ktoś leniwie próbuje oko otworzyć
zamrugać kilka braw dla celebracji
naszego tryumfu, ale
jedyne co słychać to
brzdęk zębów o szkło

szampany wystrzeliły razem z gafami rządzących
a my zarządzilśmy wiwat
i tak świętujemy.

Najpierw za zdrowie, za spokój i chwilę
potem za to, że możemy
kolejno za tych co odeszli
nie przyszli
i nadejdą.

Turlamy się wśród repetycji dźwięków i kakofoni
własnych grzmotów bioder
wypracowanych sprężyn ;
wzywamy bogów i matki-kurwy
a dżiny pilnują łazienki
i w morde lejemy
co kto przyniósł.

Wiwat krzyczymy
i wiwat czujemy
zmieniamy toasty
ręce i szkła
biesiadników i władze
a my rządzimy
dopóki jest w nas
wiwat.

sobota, 22 listopada 2014

ścisk

próbowałaś walczyć
jednak poległaś, kiedy tylko
rękawica zmieniła barwę
na kolor rozbełtanej jesienią kałuży.

Ległaś wtedy, razem z wymierznymi policzkami,
których odrzut
porzucił cię,
ostawił
samą
na pustyni, tak dobrze zmapowanych przez ciebie relacji.

Głaskana mruczeniami mebli ruchomych
i kantami tych nie,
wynurzasz się, żeby te kilka kwadransów
przewietrzyć się
i innych,
aplikując o twarz
wiosny,
pełni życia,
Twojego lata.

Nie dokonujesz abordażu,
ani aneksji,
ni anszlusu

prosisz o unię, ale niemo;
tym naiwnym morsem
 na każdym spotkaniu

a oni nie mówią tym językiem
tylko
patrzą i obśliniają kolejnymi wyrazami, tak niedocierającymi do ciebie w gąszczu kropek i kresek palców
widzą tylko oświetlone lampą punkciki,
te spoty przykryte różem i kolejną wypłatą.

Powtarzasz rytuał za kolejnym nawykiem
ale nie dajesz się zapamiętać, programować
ciągle stukasz
/proszę, zrozum,/
ale jedyne co się dzieje to następne RDV
w jezyku, który kiedyś studiowałaś
czy wyssałaś z domu matki.

tak mocno oficjalnym, tak dobrze ci znanym
zbyt używanym, zbyt adorowanym
do dzisiaj.
Dziś modlisz o jedno faux pas
o jedno odejście od protokołu
ale jeydne co jest
to raport
z odbytych negocjacji.

środa, 19 listopada 2014

rzeka #3

kiedy otulony puchem gnijących liści,
tą szczególną pleśnią, plechą zajmującą
całe połacie ściółki,
wiatr przynosi Twoje imię,
/płaczę/

Albo moje, twoim tembrem
i tym ciepłem, tak stawiającym na baczność
wszystkie moje zmysły na karku,
chowam się w deszczu,
by nie było widać słonych kropel.

Kiedyś mieliśmy wspólne nazwisko,
ja byłem z
mił...
a ty i ta twoja ość...

dzisiaj, nic nie staje w gardle,
okazuje się, że rozczłonkowane,
nigdy nie było zakopane
a my, mamy się przedstawiać
"witam, ja miłość"

ale czy gdy nowe liście dołożą się do wcześniejszych,
nazwisko się nie zmieni?
czy jak raz się rozłożyliśmy,
jutro nie zabierzemy swoich liter do odpowiednich piaskownic?

iffy ( nie_spierdol_tego )

jeśli
cokolwiek zrobisz dla mnie,
odejdę.

jeżeli kiedykolwiek
poświęcisz coś dla mnie,
zniknę.

Kiedy w dowolnym ułamku pozwolisz zająć mi zbyt dużo siebie,
nigdy więcej się nie pojawię.

To nie jest kwestia wyrazu na em,
to nie jest podyktowanie, nakazanie i rozstawienie.

Po prostu
nigdy nie pozwolę na to, ponieważ

kocham cię .





niedziela, 16 listopada 2014

tempus fugit, eternitas manet,

czas jest wszystkim
co możemy zobaczyć.

gdy króle upadali, kamienie się śmiały
gdy bombardowano kamienice
śmiał się czas.

Nie wiemy kim naprawdę jesteśmy.
W jednej chwili na szczycie siebie, potem...
inny jest czas.

twarze, tak pięknie tulone i lizanie najpiękniejszą niewinnością
zbrukane i znienawidzone, po czasie.

wszystko nie wtedy.
chcemy być wtedy, przed czasem i jego próbą
przed tą cholerną wiedzą
przed poznaniem.

Zabijamy się wracając do przeszłych chwil, do tych ułamków, odbitych w
mętnym spojrzeniu wstecz, bo wiemy,
że ich nie będzie, bo jest po czasie.

Mieliśmy szansę
mieliśmy czas
mieliśmy wolność

łudziliśmy się, że znamy i widzieliśmy wszystko, jednak
nie rozumieliśmy sekund.

Widzisz, drogi czytelniku, to nie kwestia metrum
tempa i tonacji
ani isntrumentów, ani kompozytora -
bo ten już dawno spisał partytury na wszystkie głosy
i takty/
/
to raczej widz, który nie w czas słucha.

101, czyli lesson learned

sądźcie mnie
i posądzajcie.
nazywajcie
przezywajcie
rozrzucajcie i
wyznaczajcie.

rzucajcie wyrazy
skazy
drogowskazy
za moje uczynki
nie puszczę minki,
nie użyję szminki
gównem pudru nie przykryję

tylko nadstawie wam wypiętą szyję.

Nie mogę uciekać od tego co się stało
byłoby mnie za mało
gdyby się okazało, że wszystko co po mnie ostało

to prawda, której nigdy nie poznano.

buc-e-v

wiatr wieje
piasek szaleje
przepływając między zwężeniami.

zwierzeniami
okrywamy pustkę,
zalewamy trzustkę

uciekając między pytaniami.

razem z wami pływamy słowami
wyrazami i potrzebami
dotyku i znania
prześladowcza mania losu ludzkiego

daj mi wszystko to, czego nie mam
najlepiej

w prostej linii od
Aleksandra
wielkiego.


sobota, 15 listopada 2014

książe mateusz

bal, w królestwie odbywa się co noc.
przybywają liczni
<albo jacykolwiek - trzeba tutaj wybrać konkretnie i wykreślić to mniej odpowiednie, przyp. autor>goście,
wódki moc,
nawet w poście
bo na dworze nie ma odpustów
tylko pytanie o ilość spustów.

Nowy, czy stary rok
czy hip  czy rock
czy skok do rzeki na golasa
nie ma to różnicy bo do pasa
sięgają tylko biesiadnicy
"
poza ucztami nic się nie liczy.
"

no może poza jeszcze jedną rzeczą
żeby sam książe pojawił się między gawiedzią

gdyż, jak ze skryb i instagramów relacją wiadomo
można być królem życia,
dzięki Mateuszowi,
co wieczór,
na nowo.


ten też dedykowany, 
\"wszystkim tym, których brat, Król, wrócił z krucjaty"

head or tail?

gdy skąpany w promieniach
latarni, które nigdy nie zaszły,
wschodząc codziennie, aż od poczatku słowa
nie dokonałem syntezy
ani analizy
ani implikacji
problemu też nie mogłem uchwycić
skrytego w cieniach
przymróżonych oczu.

/
modliłem się o serotoninę
/

Miałem wtedy opaskę,
i ganiałem się
ze swoim ogonem
nigdy nie dotknąłem czubka,
ale te kwadransy...

te metodologie...
te / para / dygmaty

od razu na czubku języka
jak belkę pod powiekę
do cieknącego nosa
dołożyłem wszelkich starań i
latarnie nabrały solarnego blasq.
a ja
nie ganiałem już ogonu.
swojego.