poniedziałek, 25 lutego 2013

young lust

Kiedy termin ostatecznym cięciem się okazuje,
nie umiem robić, wskazuję
echo w kalndarzu tego co było.
zegarek wskazuje, że byłoby miło
gdybym zrobił coś w następnych sekundach
ale ja nie umiem robić, tarzam się w gównach
i rzeczach którymi najmocniej gardzę
patyna śniadzieje, jem żelazo, rdzę
i odpady eko z wege śmietnika.
to nie spryt, ani technika
tylko strach i coś innego
może chcę, byś rządził mną, kolego
by wszyscy wskazywali mi kierunek, aż opadnę z życia
"przecież i tak nie istniejesz bez pożycia"

Ale gdy ja bogiem, gdy herosem mitycznym
nie potrafiącym pociagnąć do końca, żyjąc na stycznym
okręgu do moich pasji
nie ma mnie, namietność gasi
kolejny ranek i słońce wschodzące
bla bla bla, spokój mące,
do kurwy ciężkiej, 
nie chodzi tu o niepokoje toresa
tylko o śmierć tintagilesa
i moją własną egzystencję, którą zarzucam tobie -
takie mam szczęście, w zdrowiu i chorobie.

sobota, 23 lutego 2013

on wuT ?

co tam słychać od tygodnia?
nie wiem, wkładam spodnia,
koszulem się obejmuję
zaś kurtekiem oplatam szyję.
Skarpetek pieniądz na mięso wydaje
a kpt majtek pozostaje
tym co rozmowę z ludźmi toczy,
boże, nic nie widzę na oczy.

czwartek, 21 lutego 2013

we pojnt of viu

matrona podaje wychowance grzebyczek
" uroda jest najważniejsza, to jak smyczek
dla skrzypka grającego koncert w filharmonii"
<ale, włos piękny to atrybut Soni
Moniki no i Andżeli -
ona się sukcesem nie dzieli>
"Ryj tam córko, dziecko kochane.
nazwij siebie najlepszą, odłóż naganę,
bo z której strony na świat zerkniesz
tak w nim rozmiękniesz"

wtorek, 19 lutego 2013

tytuł

Drogie dzieci, powiedziała pani w klasie,
to jest brzoza, a ryby te to karasie
a ta książka to dzieło Puszkina
jak film - tylko do kina
a jak kochać mamę, to tak jak w piosence
musicie składać w podzience
hołdy wojom i ojcom przeszłym
dzięki nim w końcu wzeszły
obowiązki i wszystkie normy dnia dzisiejszego
nie wyrywaj się ty tam, z rzędu trzeciego
a ty, siedzący pod oknem
dobrze kiwasz głową;
pada deszcz, moknę
i chowam album z podstawówki
wszystko przyporządkowane, spokojnie śpią główki.

poniedziałek, 18 lutego 2013

mężczyzna bez kamery

Znałem kiedyś pewnego mężczyznę
zawsze był szczęśliwy, a zgniliznę
chował głęboko w sobie<< na granicy świadomości >>
wszyscy go lubili, codziennie miał gości,
ale chwile wszystkie jedynie zapamiętywał.
nie chciał ich nigdy ze zdjęć wspominać,
ani z video "momentów magiczych".
wykręcał się, odmawiał technicznym,
gdy ci chcięli go wkomponować w chwil scenografię.
Do dziś nie potrafię
patrzeć w przeszłość i się uśmiechnąć
wiem, że można machnąć
ręką i odciąć się od tego co było
ja nie umiem, żyję chwilą
i owe piękne fotografie
jedynie wspominają rozczarowań zgraję

tru romanz

Najlepszy scenariusz jest taki -
wszystkie rzezimieszki, pentaki
ukryją się pod szafą i w komodzie zasną
a gdy światła zgasną
będziemy uprawiać egzorcyzmy aż padniemy z sił
tak ja będę żył
a ty bugimenów z komody i łotrów masy
nigdy nie spotkasz, chyba, że zapragniesz od nich \
kasy.

sobota, 16 lutego 2013

czfartek '013


Kawał drogi jest przed nami
oczywiście nadzy, nogami
zasłaniamy swoje ciało
i rękami
badamy,bo wciąż mało
mnie i ciebie, ruchami
mapę siebie tworzymy
by wiedzieć
gdzie akord wybrzmi, a gdzie septyma
bo z aktu tego nie rodzina,
tylko
chwila.
Mija.

czwartek, 14 lutego 2013

Ajdentiti

Dear future me,

    First of all, i have to admit
that all my intentions and deeds where pure
just like the drugs i used to do.
Also i want to apologise u for all inconvinience i made to u
couse i know that all of my youth made me to
find new ways and burn myself couple of times
i sought for truth, i didn't realise
how happy and fullfiled i was for years that passed by
so, whenever u want to combine
new forms with ideas of present u -
drop it, since always it's better to be "you".


                                             
                                                 laf,


                                                          XXX

wtorek, 12 lutego 2013

robot dance

elał, nekst. Nekst, jes
agri, aplaj tu ol, jes, finish
(dens).
mit/tok/si/tok/noł icz ader
komit/dens/ get bord / fak anada.

niedziela, 10 lutego 2013

rzeka zweite time.

Wróć proszę, wiesz jak było nam dobrze
nie potrafię kochana, uważam że mądrze 
jest zostawić sprawy przeszłe w cieniu wczoraj
co ty gadasz? przecież między nami raj
był i błogość niewinna
powiem tak, ale moja mina
znaczy co innego
nie chcę wyjść na szczerego
ale wszystkie jesteście takie same
przypominacie mi tylko mamę
i gwiazdy porno z reklam oglądanych na bryzie
tyle prawdy, sumienie nie gryzie.

sobota, 9 lutego 2013

tempus fugit


Kochasz ? - kocham (zgadywanka)
nie ma to znaczenia, bo z dzbanka
nalać można tylko pełnego
salomon to wiedział, znał pierwszego
i smieje się z trudu mego,
by jakąś prawdę nakreślić
wiem, że w linijkach się zmiescić
trzeba bo to sprawa priorytetowa
tak jak praca i zawsze żona
i pieniądze i inne nakazy dorosłości
każdy dzień rachuje kości
i swoboda dnia swego nie pozwala się radować
bo nie ma siły, trzeba mianować
kolejny cel i kolejne zakamarki
żeby obudzić się i powiedzieć cześć w łóżku do innej koleżanki.

piątek, 8 lutego 2013

+3

- Wcześnie wróciłeś - powiedziała z szerokim uśmiechem. Pomogła mu ściągnąć płaszcz i słysząc delikatne oddechy smażonych filetów z piersi kurczaka, uciekła czym prędzej do kuchni.
- Tak - jedynie powiedział w przestrzeń. Nie ściągając butów, rozpinając jedynie marynarkę, poszedł do salonu, w którym rozsiadł się w zgniłozielonym fotelu. Odpalił papierosa, włączył jedynkę i przeżywał "time of his life" z tefałenem o godzinie siedemnastej.
Zmieniały się twarze, kolory i projektanci ubrań, a on odpalał papierosa od papierosa, kiepując zużyte filtry do spluwaczki, którą to miał po prawej.
- Obiad zaraz gotowy, szykuj się kochanie - odbił się echem jej głos.
Powoli obrócił głowę i spojrzał w stronę pochodzenia głosu. Odwrócił się ponownie do telewizora. Odgasił papierosa od podeszwy buta, wstając założył swój kapelusz. W przedpokoju wziął w rękę płaszcz, z którego wyciągnął klucze. Wyszedł, zostawiając na wieszaku wspomniane klucze, a odzienie wierzchnie założył na klatce, schodząc powoli do wyjścia. Żeby podtrzymać klimat, zatrzymał się na połowie schodów, spojrzał na drzwi mieszkania, z którego wyszedł, skrzywił się, (ale naturalnie w ten męski, smutny i " z konieczności", czy "bo tak trzeba", sposób) i ze świeżym tytoniowym przyjacielem wyszedł na białe ulice.
Myślał, czy sam jest biały. Myślał, czy będzie biały, bo że był, wiedział o tym dobrze. Wyjął z kieszeni kartkę, którą dostał z U-ES-A, zaciągnął się, a popiół spadł na stronę "bez treści". Na stronę " z obrazkiem", na stronę, na podstawie której wybieramy kartkę, którą wyślemy.
Zdecydowanym ruchem oczyścił puszkę campbella i idąc w stronę restauracji, Albert czytał na okrągło te chaotyczne zdania, te myśli nic nie znaczące, a zdające się posiadać prawdę świata. Zerkał, uśmiechał się, po czym znowu wracał do smutnej, męskiej postawy. Szczególnie jedno zdanie chodziło mu po głowie, gdy wchodził do obranej wcześnie restauracji.
"Zniknij proszę, bo ja  j e s t e m  i się do miasta wybieram na b-smart XL not much Hot Longer mini Tsunami by Palce Lizać- ."

poniedziałek, 4 lutego 2013

#2

- To normalne, że ona tak znika? - zapytał odpalając papierosa. Albert nie słyszał.
Wysunął jednego z paczki i podsunął mu, a gdy ten wyjął, zagaił znowu:
- Co?
- Co -co? Masz ognia?
- No o twoją amerykankę pytam - często ucieka?
Zaciągnął się dymem z cudzej pensji, wypuszczając smołę nosem:
- Jaka znowu amerykanka? Nie ma żadnej amerykanki.
- Co znowu pierdolisz? Widziałem ją u ciebie nie dalej, niż dwa dni temu.
Spojrzał mu w oczy, zaciągnął się świeżo odpalonym papierosem i pstryknął nim mu w klatkę.
- Co do k. ? Co to ma być? Pojebany jesteś? Patrz na mnie, jak do ciebie mówię.
A Albert stał, wbijając  nieprzerwanie spojrzenie w szybę, witrynę usługową, przed którą rozmawiali.
- Jesteś tu w ogóle? Powiesz coś więcej?
Odwrócił się od KFC, wyjął z kieszeni miękką paczkę Marlboro, wygrawerowanym Zippo odpalił idealnego papierosa Philip Morris, i poszedł w stronę kolejnej restauracji.
- Jestem i nigdzie się nie wybieram.

niedziela, 3 lutego 2013

amerikan drim

- Chciałabym ucieknąć - powiedziała tuląc się do rogu łóżka
- Uciec. - poprawił, ściszając muzykę.
Odwróciła się twarzą do niego, w oczach miała dziewczęcą niewinność, marzenia, czy pewien rodzaj szaleństwa.
- A wiesz dokąd bym uciekła? - zapytała podrywając się na kolana, skacząc w górę i dół, oddzielając siebie od reszty pokoju małym jaśkiem.
- Nie wiem - odpowiedział szybko i pewnie, wstał, poszedł do łazienki. Gdy odkręcił kran, krzyknął do niej - nie chcę wiedzieć.
Ale ona nie słyszała - wyłączyła łinampa, uruchomiła jutjuba i zaczęła tańczyć po pokoju. Kręciła się w wkoło, szybciej, mocniej, z coraz mniejszą kontrolą.

Gdy wszedł do pokoju, wycierając ręcznikiem resztkę nie spłukanej pasty do zębów, zobaczył ten szaleńczy, bachiczny szał. Widział, jak miota się po pustej podłodze, jak jedyny opór, jaki napotyka to ściany, jak jest bezgranicznie wolna, swobodna i nieobecna. Jedynie patrzył, nie umiał się dołączyć. Stał, a jej twarz widział jedynie w lustrze. Gdy ich oczy się spotkały, uśmiechnęła się, ale nie przyjaźnie. Nie w ten udawany, skrępowany sposób.
Piruety nie ustępowały, tak jak wbite spojrzenia.
Gdy utwór wybrzmiał, obróciła się i oddychając ciężko, powiedziała:
-Good night, Albert.