niedziela, 7 grudnia 2014

za rzeką, tam raj

ostatni raz wychodzę po gazetę,
po wyjściu z mieszkania - znanym zakrętem
<w lewo, a potem....>
ostatni raz zamykam za sobą drzwi,
kluczem, tak dobrze leżącym
w dłoni prawej, pełnej odcisków od dociskania go

dosyć rytuałów - zabrzęcz trzy razy, klepnij dwa
na koniec popraw ciałem...

Wychodzę i nie wrócę na ten metraż, tak pachnący moimi tanimi perfurmami.
Idę i nie będę mrużyć oczu do źle dobranych żarówek, kradzionych regularnie razem z papierem ze spelun, gdzie pyski, którym znudziła się samotność przed ekranem, ślinią mnie i blat pytaniami.
Pójdę tam, gdzie na moją zaintonowaną notę odpowiedzą przechodnie i w niekończącym się zapetleniu z bollywoodu będziemy śpiewać i tańczyć, aż wszyscy pomrzemy z wycieńczenia.
Znajdę się w miejscu, gdzie zmarszczki ma nawet niemowle, bo ryj tak wykrzywia w bezzębnym uśmiechu, już w łonie matki, bo tak jest naćpane szczęściem.
Drzwi i serca będę otwierać mówiąc "przepraszam, czy mogę"
a zamek odpowie " obraża mnie pan pytając".
Gdzie czarny nie istnieje, a czerwień się zna tylko z upieżenia dzięcioła, który też nie musi drążyć i dłubać, żeby zjeść tylko... jest
i ja też będę.
własnie tam,
z bananowo wygietymi kącikami,
Jak tylko wrócę,
ten ostatni raz
zanurzę się i harpunem, jak moby dicka wyłowicie moje klucze i dziennik
a ja
będę
patrzeć, w tym innym miejscu,
z pozycji drona.