nie umiem robić, wskazuję
echo w kalndarzu tego co było.
zegarek wskazuje, że byłoby miło
gdybym zrobił coś w następnych sekundach
ale ja nie umiem robić, tarzam się w gównach
i rzeczach którymi najmocniej gardzę
patyna śniadzieje, jem żelazo, rdzę
i odpady eko z wege śmietnika.
to nie spryt, ani technika
tylko strach i coś innego
może chcę, byś rządził mną, kolego
by wszyscy wskazywali mi kierunek, aż opadnę z życia
"przecież i tak nie istniejesz bez pożycia"
Ale gdy ja bogiem, gdy herosem mitycznym
nie potrafiącym pociagnąć do końca, żyjąc na stycznym
okręgu do moich pasji
nie ma mnie, namietność gasi
kolejny ranek i słońce wschodzące
bla bla bla, spokój mące,
do kurwy ciężkiej,
nie chodzi tu o niepokoje toresa
tylko o śmierć tintagilesa
i moją własną egzystencję, którą zarzucam tobie -
takie mam szczęście, w zdrowiu i chorobie.