- Chciałabym ucieknąć - powiedziała tuląc się do rogu łóżka
- Uciec. - poprawił, ściszając muzykę.
Odwróciła się twarzą do niego, w oczach miała dziewczęcą niewinność, marzenia, czy pewien rodzaj szaleństwa.
- A wiesz dokąd bym uciekła? - zapytała podrywając się na kolana, skacząc w górę i dół, oddzielając siebie od reszty pokoju małym jaśkiem.
- Nie wiem - odpowiedział szybko i pewnie, wstał, poszedł do łazienki. Gdy odkręcił kran, krzyknął do niej - nie chcę wiedzieć.
Ale ona nie słyszała - wyłączyła łinampa, uruchomiła jutjuba i zaczęła tańczyć po pokoju. Kręciła się w wkoło, szybciej, mocniej, z coraz mniejszą kontrolą.
Gdy wszedł do pokoju, wycierając ręcznikiem resztkę nie spłukanej pasty do zębów, zobaczył ten szaleńczy, bachiczny szał. Widział, jak miota się po pustej podłodze, jak jedyny opór, jaki napotyka to ściany, jak jest bezgranicznie wolna, swobodna i nieobecna. Jedynie patrzył, nie umiał się dołączyć. Stał, a jej twarz widział jedynie w lustrze. Gdy ich oczy się spotkały, uśmiechnęła się, ale nie przyjaźnie. Nie w ten udawany, skrępowany sposób.
Piruety nie ustępowały, tak jak wbite spojrzenia.
Gdy utwór wybrzmiał, obróciła się i oddychając ciężko, powiedziała:
-Good night, Albert.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz