gdy skąpany w promieniach
latarni, które nigdy nie zaszły,
wschodząc codziennie, aż od poczatku słowa
nie dokonałem syntezy
ani analizy
ani implikacji
problemu też nie mogłem uchwycić
skrytego w cieniach
przymróżonych oczu.
/
modliłem się o serotoninę
/
Miałem wtedy opaskę,
i ganiałem się
ze swoim ogonem
nigdy nie dotknąłem czubka,
ale te kwadransy...
te metodologie...
te / para / dygmaty
od razu na czubku języka
jak belkę pod powiekę
do cieknącego nosa
dołożyłem wszelkich starań i
latarnie nabrały solarnego blasq.
a ja
nie ganiałem już ogonu.
swojego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz